Hej, to mój pierwszy post tutaj. Nie chodzi mi o to, żeby się żalić, bo chciałabym, żebyście obiektywnie ocenili sytuację.
Postaram się wszystko opisać w skrócie. Jest macocha i pasierbica. Macocha nie utrzymywała pasierbicy, wzięła ślub z jej ojcem, kiedy była już prawie dorosła. Nie miały też zbyt bliskiego kontaktu - spotkania w domu męża macochy, a ojca pasierbicy, ale bez telefonów do siebie, czy czegoś podobnego.
W pewnym momencie, temu mężowi macochy, zaczęło jednak iść gorzej w interesach. Nadal na tyle dobrze, żeby wystarczyło na w miarę dobre życie, ale bez luksusów, jak wcześniej.
Pasierbica za to, w tym czasie jeździła za granicę na studiach, i po nich przed dwa lata, dorobiła się połowy mieszkania, a na drugą połowę dołożyła jej matka.
Poza tym, skończyła studia, w których opłaceniu pomagali jej rodzice. Teraz jest w dobrej sytuacji finansowej.
Macocha ma własną córkę, której urodziło się dziecko. I co jakiś czas, namawiają ta pasierbicę, żeby im pomogła i udostępniła kawalerkę za darmo, a także w wolnych chwilach pomagała przy dziecku.
Raz doszło do awantury, macocha złościła się o brak pomocy, pasierbica wygarnęła, ze ani macocha ani jej córka, nawet do niej nie dzwoniły nigdy i nie mają bliskiego kontaktu. I że nie żyją w biedzie.
Z kolei machocha i jej córka uważają, że skoro są rodziną, to pasierbica która żyje beztrosko, powinna im pomagać.
Pasierbica z kolei im nie ufa i twierdzi, że jeśli wpuści ich do mieszkania, nie będą chcieli się wyprowadzić. Przy dziecku też nie chce pomagać, bo nie uznaje tych osób za bliską rodzinę.
Kto ma rację? Czy pasierbica powinna pomagać osobom bliskim jej ojcu, z którymi nie ma bliskich relacji?
|