Newsletter Edukacyjny

Środa, 13 sierpnia 2025

dziennikarka Wyborczej

Cztery lata temu maturzysta z Poznania odwołał się od wyniku swojej matury i po przejściu całej formalnej ścieżki wywalczył w Kolegium Arbitrażu Edukacyjnego 32 punkty procentowe więcej z egzaminu z języka polskiego: jego wynik na świadectwie maturalnym zmienił się z 59 na 91 procent.

I nie jest to jedyny taki przypadek. Najwyższa Izba Kontroli pisze w swoim raporcie: "Co piąty egzaminator OKE w Poznaniu popełniał błędy merytoryczne w ocenie prac maturalnych, a od 10 do 18 procent egzaminujących popełniało błędy techniczne [...]. 40 procent wniosków o weryfikację wyniku egzaminu maturalnego kończyło się jego podwyższeniem i koniecznością zmiany świadectwa dojrzałości. W całym kraju dotyczyło to 25 procent takich przypadków. Dla wielu maturzystów zaniżenie oceny mogło oznaczać straconą szansę na studia". 

Tymczasem ministerstwo edukacji, w osobie wiceministry Katarzyny Lubnauer, twierdzi, że problem nie jest wielki, bo przecież nie każdy odwołuje się od matury. Ci co się odwołują to mały wycinek, a jeszcze mniejszy wycinek z tych co się odwołują, wywalczą dla siebie jakieś dodatkowe punkty. Nie trzeba mówić, jakie reakcje w środowisku wywołało to tłumaczenie MEN. Wiceministra nie wspomniała, że nie każdy się odwołuje, bo nie każdy wie, nie każdy ma odwagę, świadomość formalnej ścieżki, albo po prostu siły na walkę po maratonie maturalnym. 

Okazuje się jednak, że warto. Tegoroczny przykład z Torunia: absolwentowi technikum zabrakło punktów przy pierwszym podejściu do matury w maju. I zmarnował pół wakacji, ucząc się do sierpniowej poprawki. Dzięki uporowi jego nauczycielki wyszło jednak na jaw, że egzaminator się pomylił przy sprawdzaniu pracy - opisuje Paulina Błaszkiewicz.

- Pani Lubnauer stwierdziła, że [błędy] to jednostkowe przypadki. Ale przecież trudno to ocenić, bo na wgląd do prac maturalnych decyduje się tylko niewielu zdających. A za każdym takim przypadkiem [błędnego ocenienia pracy], stoi uczeń i jego osobisty dramat. To dla niego zmarnowany z winy dorosłych rok, bo nie może aplikować na studia, to też niepotrzebne nerwy - komentuje polonistka z Torunia.

Może MEN wsłucha się w to, co mówi się w szkołach. Nadzieja jest, bo decyzja o zadaniach domowych może zostać cofnięta - niby nie pod wpływem krytyki środowiska, tylko na podstawie wyników ewaluacji. Ale co wyniknie z ewaluacji, szkoły już wiedzą. - - Bez tego umiejętności uczniów lecą na łeb, na szyję -mówią nauczyciele Katarzynie Stefańskiej.

Decyzje w tej sprawie mają zapaść we wrześniu lub październiku - informuje szefowa resortu Barbara Nowacka.

TEMAT DNIA

'Przecież Mickiewicz, Kochanowski, Prus zostają'. Poloniści o projekcie kanonu lektur
- Kłótnia o lektury to już chyba nasz sport narodowy. Propozycja Instytutu Badań Edukacyjnych to krok odważny i wyraz zaufania do nauczycieli - mówi jedna z polonistek.
CZYTAJ WIĘCEJ

TO TEŻ WARTO PRZECZYTAĆ