Nieziemskie ego Donalda Trumpa
Po kosmicznych emocjach środy, dzisiaj zeszliśmy na Ziemię. A tu wciąż rozkręca się spór o wybory prezydenckie w Polsce – o to, czy ktoś nielegalnie wpłynął na ich wynik, i o to, kto ma stwierdzić, że były ważne. Włączyło się do niego pięciu byłych prezesów Trybunału Konstytucyjnego. Andrzej Rzepliński, Marek Safjan, Jerzy Stępień, Bohdan Zdziennicki oraz Andrzej Zoll oświadczyli, że o ważności wyborów „muszą orzekać sędziowie, których status (...) nie wywołuje najmniejszych wątpliwości”. Podobne oświadczenie w sprawie Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego, bo to jej status jest kwestionowany, wydało 28 sędziów SN.
Na razie sporna Izba rozpatruje kolejne protesty wyborcze i tu wiadomość niewygodna zwłaszcza dla zwolenników tezy o ukradzionym Rafałowi Trzaskowskiemu zwycięstwie. W przypadku dwóch komisji odkryto, że kilkaset głosów oddanych na Karola Nawrockiego przypisano jego rywalowi.
Pytanie, czy ktoś ściągnie na Ziemię Donalda Trumpa. Na szczycie NATO w Hadze sojusznicy na wyścigi mu schlebiali, zamartwiali się, czy ma wystarczająco dobre samopoczucie, wreszcie przegłosowali po jego myśli zwiększenie wydatków na obronę. Prezydent USA tak się rozochocił, że – jak zauważa Michał Szułdrzyński – postanowił zbombardować izraelską demokrację. Zażądał ni mniej, ni więcej, by natychmiast odwołano proces korupcyjny Beniamina Netanjahu. Ewentualnie premier Izraela „powinien zostać ułaskawiony jako Wielki Bohater, który tak wiele zrobił dla tego kraju”. Wśród argumentów Trumpa za odpuszczeniem Bibiemu jest też ten, że świetnie współpracuje z... zgadli państwo, z obecnym prezydentem USA.
W innym komentarzu Maciej Miłosz przekonuje, że na szczycie NATO to nie amerykański prezydent odniósł największe zwycięstwo (choć on sam jest pewnie przekonany o swoim triumfie), lecz Europa. Przymuszona, zadba bowiem w końcu o swoją zdolność odstraszania Rosji.