Pociąg relacji Moskwa-Kaliningrad, który tranzytem przejeżdża przez terytorium Litwy, niespodziewanie się zatrzymuje. Rosyjskie wojska wkraczają, by bronić rosyjskich obywateli rzekomo uwięzionych w wagonach. Wojna z krajem NATO się rozpoczyna.To jeden ze scenariuszy, który
wziął pod lupę Bloomberg Economics, analizując koszty wojny na linii NATO-Rosja. Szacuje, że kraje bałtyckie, najbardziej narażone na wrogie działania Moskwy, odczułyby
43-procentowy cios w swoje gospodarki w pierwszym roku konfliktu. A koszty wojny są liczone w bilionach dolarów i byłby odczuwane przez całą UE.
NATO dziś zapewne podejmie decyzję o zobowiązaniu swoich członków
do przeznaczenia na obronność 5 proc. PKB. Tuż przed odbywającym się właśnie szczytem Sojuszu w Hadze sekretarz generalny NATO Mark Rutte ostrzegał: - Jeśli nie zaczniemy budować naszych zdolności obronnych, to za trzy do siedmiu lat Rosja będzie w stanie skutecznie nas zaatakować.
Polski do takich wydatków namawiać nie trzeba. Już prawie tyle wydajemy. Czy jednak robimy to efektywnie? - Nasza produkcja absolutnie nie zapewnia nam suwerenności sił zbrojnych, ewentualny konflikt zbrojny grozi załamaniem łańcuchów dostaw i niemożliwością wykonywania zadań w sposób ciągły. Tego właśnie doświadcza armia ukraińska, która notuje pauzy w dostawach broni, jest uzależniona od oczekiwania na nie z zagranicy - wskazuje gen. Leon Komornicki, były wiceszef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego w stanie spoczynku.